Radosław Czarnecki o polskiej mentalności czyli „Hotel Lambert ciągle żywy”

Miłe Bogu jest oszukiwać tych,
którzy są mistrzami we wszelkiej zdradzie.
Cesare BORGIA 
(syn papieża Aleksandra VI)

Hotel Lambert w Paryżu to powstały w 1831 roku monarchistyczny obóz konserwatywno-liberalny działający na emigracji po powstaniu listopadowym. Skupiał głównie bogate kręgi społeczności Wielkiej Emigracji. Politycznie opierał się na postanowieniach Konstytucji 3 Maja. Liczył na interwencję państw zachodnich w sprawie polskiej. Kierował nim ks. Adam J. Czartoryski, a po jego śmierci syn Władysław Czartoryski. Nazwa wzięła się od siedziby księcia w Paryżu, pałacu znajdującego się na Wyspie św. Ludwika. Hotel Lambert jest też synonimem polskiej emigracji XIX-wiecznej we Francji i wszystkiego co z pobytem Polaków tam się wiąże (wówczas). Analogiczne spojrzenie autochtonów na polską emigrację – czyli Hotel Lambert – było wtedy takim (w wielu obszarach) jakim jest dziś. Czyli coś w tym jest ! 
Polacy przybywający masowo nad Sekwanę po upadku powstania (ponad 5,5 tys. osób) zostali przyjęci nader przyjaźnie. Jak podaje Ludwik Stomma były trzy elementy takiego stanu rzeczy: panująca moda na romantyzm, polityczne sympatie (gdyż uważano iż powstanie listopadowe ocaliło niepodległość Belgii), mniemanie iż Polacy w swoim czynie wzorowali się na wolnościowo-równościowych zrywach Francuzów. Paryż zachwycił się tymi emigrantami, pochylił się nad nimi i szczodrze wspomagał (w różnej formie). 
Ówczesna emigracja Polaków na Zachód kojarzy się z takimi ludźmi jak Adam Mickiewicz, Józef Bem, Juliusz Słowacki, Joachim Lelewel, Adam Czartoryski, Maurycy Mochnacki, Tadeusz Krępowicki, Adam Gurowski, Walenty Zwierkowski. Ludzi różnych przekonań, przeciwstawnych poglądów, wybujałych ambicji i często nieutemperowanych temperamentów. Mimo, iż tę populację stanowili głównie ludzie wykształceni, rekrutujący się ze stanu szlacheckiego i magnaterii przeniesiono wszystkie negatywne cechy rodem z I RP, tak charakterystycznych dla epoki sarmatyzmu. I zakwitły one bujnymi kwiatami (a w zasadzie – chwastem i kąkolem) na francuskiej ziemi.
Przywołana jako motto tego tekstu sentencja życiowa jednego z najbardziej zepsutych, cynicznych i nihilistycznych polityków (czy ludzi określanych mianem elit polityczno-kulturowo-kościelnych epoki Renesansu) jak najbardziej odpowiada atmosferze panującej wśród polskiej emigracji kojarzonej z paryskim Hotelem Lambert. Bo zawsze tak jest jeżeli uważamy siebie za niezłomnych, jedynie prawdziwych, wybitnych patriotów i reprezentantów wybranego narodu, który jako Mesjasz cierpi za całą kulturę zachodnio-europejską i który jest uosobieniem cnót wszelakich na ziemskim padole, wówczas nie widzimy nic poza naszym światopoglądem, przez nas wyznawaną wiarą, interpretacją rzeczywistości, poza naszym widzeniem świata i ludzi. Ślepi i głusi jesteśmy na INNYCH oraz ich problemy, ich światopogląd, ich wiarę i przekonania. Bo „Bóg, Honor, Ojczyzna” są tylko i wyłącznie immanencją Polski i Polaków, prawdziwych Polaków ma się rozumieć czyli takich co utożsamiają się z tym światopoglądem, wiarą i politycznymi mniemaniami. 
Światek paryskiej emigracji XIX wieku to egzemplifikacja tzw. „polskiego piekiełka”, które swe korzenie ma w epoce sarmatyzmu, jezuickiego systemu edukacji, kołtuństwa polskiego Kościoła katolickiego i mas szlacheckich oraz jurgieltnictwa rządzącej oligarchii magnackiej i wiszących u jej klamek rzeszy lumpen-szlachty. „Z Polakami można organizować tylko bałagan” napisał w jednym ze swych listów Charles Maurice de Talleyrand (obserwujący w jesieni swego życia emigrację paryską po 1831 roku). A król Prus Fryderyk II Wielki liście do d’Lamberta (po I rozbiorze Polski) złośliwie acz celnie zauważył o swych nowych poddanych: „Biednych tych Irokezów będę się starał oswoić z cywilizacją europejską”.
Po chwilowym zauroczeniu Francuzów biednymi uchodźcami (nomen omen) opinia publiczna zmieniła się niesłychanie dramatycznie w stosunku do tych nieszczęśników, uciekinierów, byłych powstańców uchodzących przed carskimi prześladowaniami (choć nie były one zbyt rozległe zaś dzisiejsza historiografia i propaganda „podniośle i wzniośle” uprawia w tej mierze manipulację, heroizując oraz mitologizując tamte wydarzenia). Odżyły polskie swary, kłótnie, podziały familijno-sekciarskie, podchody i denuncjacje. Nadto z racji braku światowego obycia, nie znajomości kultury Zachodu, a przede wszystkim – języka francuskiego, gros emigrantów od razu zaklasyfikowała siebie na pozycjach podrzędnej konduity. Do tej pozycji przysłużyły się też pospolite, nagminne przestępstwa (kradzieże, oszustwa, wyłudzenia). Gorszącymi skandalami okraszone były lata paryskiej emigracji, której hotel Lambert stał się synonimem: „…..rosło znużenie społeczeństwa francuskiego nie pojmującego wynoszonych ciągle na zewnątrz waśni i towarzyszących im skandali zarówno finansowych jak i personalnych”, w tym próba zabicia gen Józefa Bema 12.07.1833 roku ([za]: L.Stomma, POLSKIE ZŁUDZENIA NARODOWE). Dziwacznym i obraźliwym było także dla ówczesnej opinii publicznej nad Sekwaną połączenie rewolucjonizmu z predylekcją do afer, oszustw, kłamstwa i pogoń za bogactwem za wszelką cenę (kult splendoru, oligarchicznej pańskości, uwielbienie paternalizmu i rozbuchanych pretensji). 
Wszelkie zastrzeżenia ze strony francuskich gospodarzy, próby uporządkowania tej gromady „obcych”, emigrantów i „Hunów” (jak potem określano Polaków) od razu spotkały się z patetycznymi, koturnowymi fanfaronadami uderzającym w najwznioślejsze tony: Lelewel grzmiał np. o obronie niepodległości i wolności Francji, Europy, niewdzięczności i faryzejstwie zachodnich Europejczyków. Takich aroganckich, napastliwych i nie widzących przyczyn we własnych szeregach manifestów było co nie miara. Czy ta sytuacja nie przypomina dzisiejszej i nadętych, tromtadrackich oświadczeń bądź enuncjacji jakich od ponad 2 dekad doświadczamy ze strony elit politycznych i sekundującemu im medialnemu mainstreamowi ?
Co się zmieniło przez te niemal 200 lat od okopania się polskiej emigracji w paryskim hotelu Lambert i tych żenujących zjawisk ? Taka jest niestety polska scena publiczna dziś. I nie jest to wina PiS-u ! Ten stan jest bowiem najlepszą emanacją takiego sposobu działalności publicznej nad Wisłą, Odrą i Bugiem. Pal sześć prawą stronę. Mnie, mającemu serce po lewej stronie, ich swary, kłótnie, kanapowe podziały i wzajemne uszczypliwości nawet sprawiają schadenfreude. Bo im gorzej – u przeciwników (a czasami – wrogów), tym lepiej dla nas. Niestety, taka też maligna opanowała lewicę, progresywną i postępową zdawać się mogło – „jasną stronę mocy” – część sceny politycznej. 
Takie jest też życie na polskiej lewicy. Bo czyż innym mogą być tzw. elity niźli społeczeństwo ? Teoretycznie tak, ale tylko teoretycznie.
Andrzej Leder słusznie zauważa, iż „….Wszystkie spory w Polsce polegają na próbie wykluczenia przeciwnika, ustanowienia jednolitego dyskursu, które inne dyskursy unieważni”. Tak było, jest i pewnie będzie jeszcze przez dłuższy czas. Świadomość się bowiem zmienia przez dekady, by nie rzec przez pokolenia. Choć ukąszenie (i to sporych rozmiarów) sarmatyzmu, sobie-państwa i idących z nimi w parze paternalizmu, megalomanii oraz powszechnie obnoszonej manii wielkości (post-kolonialnej bo kolonizatorem była I RP i jej działania na tzw. Kresach miały cechy klasycznej kolonizacji i związanej z nią brutalnej eksploatacji) nadal są silnie wpisane w mentalność wielu Polek i Polaków.

 

Reklama